Tomasz Zieliński: Przestańmy wiedzieć, zacznijmy słuchać

Jak naprawdę słuchać naszych dzieci? Jak wejść w ich świat bez zgadywania, oceniania i niepotrzebnych oskarżeń? I dlaczego nie można przestawać uczyć się dzieci? O tym – i o wielu ważnych, pozornie drobnych sprawach – mówił podczas spotkania autorskiego w Sopotece Tomasz Zieliński, prezes Fundacji Usłyszeć na czas i autor książki o tym samym tytule.

Każdy kocha, ale mówi w innym języku

Zieliński podzielił się ważną obserwacją: „każdy kocha swoje dziecko, ale mówimy w różnych językach”. Dzieci mają różne potrzeby – chodzi o to, żeby się dowiedzieć, nie przegapić czegoś ważnego, poprosić o wytłumaczenie. Po prostu i aż: usłyszeć i zrobić, bez tłumaczenia się, dlaczego nie wiedzieliśmy, „wystarczy – ok, będę pamiętał.” Bo każda odpowiedź od kogoś dla nas kochanego może być dla nas dziwna, nie z naszego świata.

Podczas spotkania pojawiło się wiele historii – także z osobistego życia autora i jego relacji z córką. Przypomniał, że dzieci i nastolatki testują naszą ciekawość i wrażliwość. To, co dla nas wydaje się drobnostką, dla nich może być ogromną tęsknotą. Dlatego warto pozwolić im dokończyć zdanie, pozwolić „być sobą”, nawet jeśli my – rodzice – nie wiemy od razu, jak reagować, lepiej opuścić gardę.

Dzieci sprawdzają, czy naprawdę jesteśmy

Zieliński mówił, że kiedy pyta dzieci, jaką radę mają dla dorosłych, słyszy często jedno: żeby pozwolili dokończyć zdanie. Przyznał, że trudno było przyjąć tę prostą odpowiedź – bo my, dorośli, spodziewamy się „armaty”. A tu chodzi aż i tylko o słuchanie.

Dzieci – jak podkreślał – czasem sprawdzają nas bardzo brutalnie. Ale to sprawdzanie nie jest złośliwością. To sposób na sprawdzenie, czy naprawdę jesteśmy, czy można nam zaufać. Warto pamiętać, że to, co kiedyś działało, dziś może nie działać – dlatego trzeba pytać i aktualizować to, co wiemy.

Amnezja rodzicielska – przestrzeń na prawdę dziecka

Zieliński podkreślał też rolę tzw. amnezji rodzicielskiej – „codziennie staramy się przestać wiedzieć wszystko o dziecku, zostawić przestrzeń na jego autentyczne komunikaty. Wiem tylko, ile moje dziecko ma lat, i wiem, że je kocham. Tyle wystarczy.” Chodzi o to, żeby nie zgadywać, lecz pytać: „Jak jest z Tobą, kiedy jesteś smutna? Powiedz po swojemu.” Dzieci potrzebują naszego uważnego słuchania, a nie tego, żebyśmy od razu wiedzieli, co zrobić.

W trudnych sytuacjach, kiedy dziecko coś zbroi – jak mówił autor – oddzielmy dziecko od jego zachowania. Dopiero wtedy możliwe jest prawdziwe spotkanie. „Kiedy dziecko przychodzi w takiej trudnej sytuacji, pierwsze co robimy to: ‘ława oskarżonych – wypad’. Trzeba najpierw przypomnieć sobie, jak znam swoje dziecko.”

Zieliński przypomniał też: „Co by nie zrobiły – miłość jest na 100 procent. One muszą to wiedzieć. Nie handlujcie z nimi miłością. Nie szantażujcie jej brakiem.” Dzieci nie chcą najlepszych rodziców – chcą wystarczająco dobrych. Chcą nas prawdziwych.

Czułe podpowiedzi dla rodziców

Spotkanie pełne było praktycznych, czułych wskazówek:
• pytać dzieci o wskazówki i aktualizować swoje podejście,
• oddzielać dziecko od jego zachowania,
• pamiętać, że kara nie uczy – konsekwencja tak,
• prosić o czułą podpowiedź, bo chodzi o miłość, a nie o perfekcję,
• nie bronić siebie, tylko zrozumieć,
• dać przestrzeń, by mogły mówić swoje, a my – naprawdę słuchać.

„Szkoda czasu na zgadywanie i niemówienie” – powiedział Zieliński. – „Wydaje nam się, że kolejny dzień nam się należy, a przecież nasze życie jest kruche.”

Zostańmy z tą myślą

Najważniejsza myśl, która ze mną zostaje: przestańmy wiedzieć, zacznijmy słuchać.
Dzieci tęsknią za tym, byśmy byli z nimi w pełni obecni, z otwartymi uszami i sercem. Bo tylko wtedy naprawdę możemy je usłyszeć.

To było spotkanie pełne autentycznej rozmowy, historii z życia i praktycznych wskazówek dla każdego rodzica, który chce mieć relację ze swoim dzieckiem i je naprawdę usłyszeć.

Aldona Dybuk

Kreowanie pewności. Tego chce Twój mózg

„Niepewność jest jedyną pewnością” – napisał amerykański matematyk John Allen Paulos. A my wolimy pewność. Nasz mózg się jej domaga, choć dzisiaj mamy jej jak na lekarstwo. Pragniemy informacji o przyszłości tak samo, jak jedzenia, picia, seksu i innych rzeczy. Jak możemy sobie pomóc? Zadbajmy o bliskość.

Kontynuuj czytanie „Kreowanie pewności. Tego chce Twój mózg”

Magiel Rodzinny dzieli się książkami

Książki! Książki! Książki! ODDAMY! Postanowiliśmy zrobić mały remanent w książkach dzieci i chętnie oddalibyśmy kilka ZA DARMO. Kupowanie to spory koszt, a biblioteki zaraz znowu będą zamknięte. Tymczasem czytanie dzieciom i samodzielnie ma wiele zalet. Sprawdź, którą chcesz książkę od magielrodzinny.pl! Kontynuuj czytanie „Magiel Rodzinny dzieli się książkami”

Cudowna moc dotyku

D.O.T.Y.K  drugiej osoby, uścisk, przytulenie, muśnięcie opuszkiem palców…. ma niesamowitą moc. O jego wyższości nad innymi zmysłami pisał już Arystoteles. To właśnie dotyk stymuluje rozwój intelektualny. Wszystkie organizmy żyjące na ziemi są na niego wrażliwe, nawet ameba.  

 

Wg Virginia Satir (psycholog rodzinna) dzieciom potrzeba:

? 4️⃣ przytuleń dziennie, żeby przeżyć,

? 8️⃣, żeby czuć się dobrze,

? 1️⃣2️⃣, żeby się rozwijać.

 

Niemowlę doświadcza świata właśnie przez dotyk, ciało. Po narodzinach widzi jedynie na odległość 10-15 cm. Język ruchu jest pierwszym językiem jakiego doświadczamy i to dzięki niemu budujemy relację z matką i całym światem. Zmysł dotyku jest pierwszym jaki wykształca się w życiu płodowym. Kiedy niespełna 2 cm. płód nie ma uszu i oczu, najbardziej wrażliwe są okolice warg i nosa. Dlatego ssie kciuk.

Dotyk w pierwszej fazie życia człowieka odpowiada w mózgu za wytwarzanie połączeń między neuronami. A to właśnie ilość połączeń (synaps) decyduje o rozwoju inteligencji.

 

Czujemy całą powierzchnią naszego ciała, czyli ok. 2 m kw. naszej skóry. Ponad 70 mln sensorów odpowiada za odczucie ciepła, zimna, bólu i nacisku. Poprzez dotyk, głaskanie, przytulanie siebie i innych uwalnia się w naszym ciele OKSYTOCYNA, a to przyczynia się do ochrony przed infekcją, zmniejsza pojawienie się choroby. Dowodów, jak duże znaczenie ma dotyk, można przytaczać wiele.

Dlatego zapraszam w P.A.R.A.C.H do wspólnego doświadczenia dotyku. Możesz zrobić tę praktykę z mężem, żoną, partnerem, partnerką, przyjacielem, przyjaciółką lub dzieckiem.

 

TUTAJ instrukcja:

? poszukaj ulubionego utworu, mogą być dwa lub trzy,

? znajdźcie wygodne miejsce w mieszkaniu (podłoga, sofa),

? usiądźcie naprzeciwko siebie i umówcie się, kto będzie prowadził pierwszy,

? na chwilę zamknij oczy i weź 3 – 5 oddechów,

? rozluźnij ciało,

?otwórz oczy i uśmiechnij się do osoby, która siedzi naprzeciw,

? wyciągnijcie dłonie w swoim kierunku,

? dotknijcie się wewnętrzną częścią dłoni – nie musi być cała powierzchnia. Może być tylko kciuk, palec lub opuszek – poeksperymentuj, pobaw się dotykiem,

?osoba prowadząca nadaje ruch – kierunek, tempo, dynamikę, jakość. Możecie najpierw poruszać jedną dłonią lub dwiema naraz – wy decydujecie. W rytmie muzyki lub na przekór niej,

?zamieńcie się rolami z osobą prowadzącą,

?to samo powtarzasz ze stopami, plecami, bokiem- ogranicza Ciebie tylko wyobraźnia.

Dobrego doświadczania w ruchu!

 

Aldona Dybuk

Od triathlonu do terapii tańcem i ruchem

Najpierw był „krejzol” na punkcie startu w zawodach triathlonowych. Ten zaszczepiła we mnie Iwona Guzowska. Równolegle zaczął towarzyszyć mi taniec. Tak oto, w ekspresowym tempie, zostałam pierwszą triathlonistką w naszej rodzinie. Tu poznałam wspaniałych ludzi, a w momencie decyzji o starcie zaczęła się moja droga ku życiowej zmianie.

Kontynuuj czytanie „Od triathlonu do terapii tańcem i ruchem”

Łączy nas Gdańsk, który kochamy

Dużo zabawy i śmiechu, trochę obaw i „spięcia”, bo w świetle kamer i w profesjonalnym studiu. Tak w skrócie wyglądało nagranie spotu świątecznego z udziałem imigrantów, w ramach kampanii „Łączy nas Gdańska”. Bo choć pochodzą z różnych stron świata i polskich miast – Gdańsk to ich miejsce, ich wybór. Tutaj pracują, budują dom, grają w hokeja, prowadzą biznes, osiągają sukcesy, przeżywają trudności, wychowują dzieci. Rozwijają się i tworzą miejsce, które służy nam wszystkim.

Wśród składających życzeń Jarosława Zgórska z Ukrainy i Sara Campos z Hiszpanii.

Różnorodność i odmienność nie jest zagrożeniem, ale może być wielką siłą, której udziałem jest każdy z nas, bo wszyscy jesteśmy inni. Czasami tę odmienność widać bardziej, w ubiorze, kolorze skóry. Kiedy dzwoniłam do poszczególnych osób z prośbą o złożenie życzeń świątecznych i noworocznych mieszkańcom Gdańska, spotkałam się z ogromną gotowością i otwartością. Choć w głowie snułam różne koncepcje nagrania, w efekcie było ono rezultatem rozmów i atmosfery, którą stworzyli sami uczestnicy.

 

Otwórz oczy

Niektórzy moi goście nie mogli przyjechać, bo obowiązki służbowe, a nawet strach, że nie zabrzmią wystarczająco dobrze po polsku, paraliżowały. Tak łatwo się oceniamy, bo kogoś światopogląd, wygląd różni się od naszego, nie mieści się w naszym postrzeganiu świata. Jest zaskoczeniem i zdziwieniem. Tymczasem to oni przez swoją inność, inne wychowanie, tradycje mogą otworzyć nasze oczy.

 

Szacunek i granice

Jednak szanować to nie znaczy kopiować. To nie znaczy udawać, naśladować. To nie może być wyuczona poprawność i gra. Każdy ma prawo być sobą. Ale szanować to także stawiać granice. To umiejętność mówienia „nie” i reagowania. Wiem, że to zabrzmi zbyt poważnie, ale to taki rodzaj wyświechtanego i podeptanego dzisiaj słowa „solidarność”.

Zaproszone przeze mnie do spotu osoby to bardzo różne osobowości. Niektórzy mieszkają w Gdańsku od 20 lat, inni są tutaj dopiero od kilku miesięcy, albo przyjechali, założyli biznes i tak zachwyciło ich miasto, że nie mogą wyjechać. Zapuścili korzenie.

Już wkrótce efekt końcowy, czyli życzenia po montażu przez ekipę profesjonalistów z gdansk.pl, z którymi mam przyjemność współpracować.

A tymczasem zerknijcie na backstage ?

Aldona Dybuk

Pokazała ego miejsce w kącie

Trzy dyscypliny. Trzy inne „wcielenia” i na każdym etapie wielka determinacja. Jeżeli chcesz uprawiać triathlon, nie bój się – nie utoniesz, choć tak wszyscy boją się tego pierwszego etapu. Ale bądź prawie pewien, że jedyne, co musisz utopić to swoje ego.

 

 

Triathlon to wielka frajda i duża dawka emocji. Świetna społeczność. To mobilizacja, przyjmowanie i pokonywanie słabości. Wbrew pozorom najważniejsza nie jest meta, ale okres przygotowania do startu, którego w tym roku mnie z różnych powodów, zwyczajnie zabrakło. Decydując się na ¼ IM niczego nie byłam pewna. Cel – ukończenie dystansu i fun na mecie. Czas to kwestia drugorzędna, przynajmniej oficjalnie 🙂 Moja forma „na granicy”. Podjęłam wyzwanie, kierując się sercem. Bo dobrze jest się zatrzymać, by usłyszeć siebie.

 

Cegiełka do cegiełki

Powrót do treningów po przerwie pod koniec czerwca okazał się arcytrudny. Miałam wrażenie, że cała siła fizyczna po prostu wyparowała, jakbym musiała budować wszystko od nowa. Przepłynięcie 200 metrów na otwartym akwenie sprawiało trudność. Zadyszka! A gdzie 950m? Kilka kilometrów biegiem było jak wejście na Mount Everest. „Głowa” szaleje. Podpowiada różne scenariusze. I to jest właśnie najlepszy moment, żeby zatrzymać całą swoją bezsilność, „podnieść się” i z mozołem, powoli iść do przodu.

 

Możesz się poddać?

To jest ten moment, kiedy możesz (nie musisz) zgodzić się na każdy scenariusz. Nawet taki, który niektórzy mogą uznać za porażkę. Przecież można zrezygnować przed startem lub zejść z trasy. Świat będzie istniał dalej. To jest ta chwila, kiedy dobrze jest zajrzeć w siebie i zobaczyć, co jest w głębi i czego naprawdę chcesz. Po co startujesz? Może dla wyniku, a może przez te ekstremalne doświadczenia chcesz poczuć, że żyjesz, że coś, co wydawało się nierealne oto staje się faktem. Albo robisz to, bo jest Twoje od początku do końca.

 

aldona tri

 

Zobaczyć strach, brak pokory, chęć walki, mobilizację i zgodę na „cokolwiek”. Wulkan sprzeczności. To moment, kiedy warto pójść dalej, choć nie masz pewności, co będzie na końcu. Porażka czy wygrana? Po prostu „płyniesz”, ale nie bezwiednie. Tego właśnie doświadczyłam w tym roku.

 

Morze niemocy

Startuję w triathlonie, bo lubię. Kocham i nienawidzę ten sport. Kocham, kiedy wymagania, które ze sobą niesie uczą mnie więcej o sobie samej, kiedy dostrzegam bardziej bliskich i ich codzienne zmagania i uczy czekać na wynik. Cierpliwość. Nienawidzę, kiedy zaczyna się wszędzie panoszyć, zabierać czas na to, co kocham bardziej od Tri – rodzinę, inne pasje, spotkania z przyjaciółmi, film, książkę etc.

 

Tegoroczny start był sprawdzianem pokory i cierpliwości. Lubię wiele rzeczy robić po swojemu. Sama. Jak wielu z nas oczekuję szybkich efektów. Nie ma w tym nic złego. Tym razem musiałam dać się poprowadzić, głównie Marcinowi, ale też swojej intuicji. Pokazać mojemu ego miejsce w kącie. Przyjąć swoją niemoc. Stawiać kroki nie będąc pewna gruntu. Zakumplować się z morzem, którego zaczęłam się uczyć dopiero 10 dni przed startem w Gdańsku. Powoli, bez żadnej gwarancji.

 

Aldona tri2

 

W morzu potrzebowałam prawie całego dystansu do czerwonej bojki, żeby w końcu popłynąć, jak należy. Emocje! Rywalizacja! Chęć bycia „w czubie”! Trzeba to było pogrzebać. Jestem ambitna. To nie było proste. To był wyścig z myślami, zniechęceniem, brakiem sił. Nie myślałam wtedy o mecie. Chciałam po prostu dopłynąć. Kiedy wsiadłam na rower celem było przejechanie trasy, choć wiedziałam, że taki dystans umiem pokonać. Doping dalszych i bliższych znajomych, męża i dzieci. I tylko chwilami przemykało w głowie wspomnienie następnego etapu. Wbiegając na ścieżkę huczało mi w głowie: 10,55km – czy ja to dobiegnę? Wbiegłam na metę obsypana płatkami z róż. Czy mogłam to lepiej wymyśleć? Dzieło miłości.

 

Nie jestem z żelaza

Kiedy słyszę, że jestem w ¼ Ironman uśmiecham się życzliwie i nie potrafię znaleźć w sobie odrobiny z tego żelaza. Po prostu, jestem sobą. Ukończyłam ten dystans, jak wiele kobiet i mężczyzn przede mną, na dłuższych niż mój dystansach. Kolejni pewnie podejmą wyzwanie.

 

aldona tri3

 

Chcę smakować życie. Triathlon jest tylko jednym z nich. Wciąga bardzo i daje kopa energii. Dobry, pozytywny. Ale to nie jest danie główne. To ma być środek… Do czego, to się jeszcze okaże.

 

Aldona Dybuk

 

Ps. od męża: I ten niepowtarzalny, niesamowity, piękny, cudowny uśmiech. Jak ja bym chciał się nauczyć tak cieszyć każdym etapem triathlonu jak Aldonka 🙂

 

Uważność, na to co nieoczekiwane

Mozolna droga pod górę ma sens. Można dostrzec więcej. A to, co spotykasz ma wyraźne kształty. Wyostrza się wzrok, bo trzeba bardziej uważać. Patrzeć pod nogi. Jesteś skupiony. Więcej słyszysz, jakby lepiej widzisz. Zatrzymujesz wzrok na szczególe, na tym, co jest blisko, wokół ciebie.

 

Kiedy we wrześniu wędrowaliśmy w górach, obiektywnie w nie najlepszych warunkach, pośród deszczu i gęstej mgły to właśnie przyroda przywołała mnie do pionu. Pozwoliła żyć chwilą. To było łagodne „przełączenie”.

 

Wędrowaliśmy ciągle w górę, błoto, kałuże, strumienie deszczu pod butami i żadnych widoków. Żadnej perspektywy, po prostu nic z pozoru ciekawego. Mgła spowiła wszystko. Widoczność na kilka metrów. A jednak za tą mgłą cały czas była przestrzeń, piękne połoniny, szczyty do zdobycia, widoki. Była w tym jakaś głębia. To właśnie mgła trzymała na wodzy rozbiegany, pędzący wzrok. Pozwalała skupić się tylko na tym, co pod nogami, blisko. Kamieniach, liściach, trawach, na bliskiej osobie, na tej wędrówce.

 

Kiedy droga wiedzie bardzo stromo w dół lub w górę musisz być uważny. Słyszysz swój oddech. Można poczuć siebie. Równina jest dobra dla nabrania sił, wytchnienia, ale chyba jednak wolę się „wspinać” lub schodzić nisko. To zwykle nie jest przyjemne. Budzą się wtedy różne uczucia, emocje, postawy. Często takie, jakich nie chcemy. Ale ten trud, jeśli z nim nie walczyć, ale przejść krok za krokiem jest wielkim sprzymierzeńcem. Cierpliwość.

 

Kiedy patrzymy daleko w horyzont, żyjemy od wydarzenia do wydarzenia, od celu do celu, można zgubić to, co pomiędzy. Rzadko jest wtedy przestrzeń na coś nieoczekiwanego, bo przecież wszystko jest zaplanowane, ułożone. Nie ma miejsca na nieoczekiwane zwroty akcji, niespodzianki.

 

Lubię plany, ale bardziej wolę tę niepewność. Zawsze przecież coś może nie wyjść, potoczyć się inaczej. Trzeba wtedy szukać wyjścia gdzie indziej, często w nieznanym otoczeniu, budować na nowo, przełamywać bariery, swoje przyzwyczajenia i wyobrażenia, podejść inaczej. I choć często na początku ogarnia strach i przerażenie, to właśnie jest „miejsce przełamania”. Punkt zwrotny. To chwila, kiedy trzeba puścić pasy bezpieczeństwa, by przylgnąć do serca i pójść za nim.

 

Rezygnacja jest sztuką. Dzisiaj ma być dużo i intensywnie, jak najwięcej bodźców. Ja wolę intensywnie, ale uważnie.

 

Kiedy Przemek Trzaska, będąc pod wrażeniem naszych rodzinnych trzech debiutów w triathlonie pytał – Co Wy odkryliście w tym sezonie dzięki triathlonowi? Zatkało mnie. Co ja odkryłam? – pytałam sama siebie. Triathlon pojawił się w moim życiu w ubiegłe wakacje, kiedy dowiedziałam się o starcie Iwony Guzowskiej we Frankfurcie na dystansie Ironman. Później sama Iwona opowieściami o startach sprawiła, że powiedziałam sobie – kiedyś tego spróbuję. To musi być fajne. Aż wreszcie ta dyscyplina sama zapukała do moich – naszych drzwi.

 

W okresie intensywnych treningów triathlon irytował mnie chwilami do bólu, zabierał czas, spotkania z przyjaciółmi, czas na książkę i gazetę, wyjście do kina, spontaniczne spotkania. Ale w zamian dał organizację, siłę fizyczną, spotkania ze wspaniałymi ludźmi, poznałam lepiej swój organizm, odkrywałam siebie inną, a przede wszystkim dał fun. Ten czas przygotowań wyostrzył wzrok i pokazał inny smak życia. Jednak przede wszystkim dzięki triathlonowi odkryłam, że nie on jest moją pasją i centralnym punktem. Nie żyję dla triathlonu, ale triathlon ma być dla mnie, ma służyć mnie, mojemu rozwojowi, naszej rodzinie. Jeśli tylko zacznie się rozpychać znowu pokażę mu palcem drzwi.

 

Aldona Dybuk